Już widzę zmarszczone brwi większości z was, patrzących na tę aliterację w tytule. Sęk w tym, że nie jest on wcale taki zły, biorąc pod uwagę zamierzenia, jakie będą mi przyświecały podczas pisania nowego mini-cyklu felietonów.
Po pierwsze: brakuje mi w polskim Internecie autorów piszących ładnie i mądrze o grach. Mogę ich policzyć na palcach jednej ręki, wykorzystując może 2/5 jej możliwości. Wynika to zapewne z tradycji naszego, że tak to szumnie nazwę, „pisarstwa o grach”, zapoczątkowanej i kontynuowanej głównie przez pasjonatów, a nie ludzi z odpowiednim warsztatem literackim czy wykształceniem kierunkowym.
Druga rzecz, wynikająca niejako z pierwszej: daremnie poszukuję na naszym rodzimym poletku racjonalnego myślenia o grach, platformach sprzętowych, radościach i problemach z nimi związanych. Jakoś tak się dziwnie utarło w naszym kraju, że posiadanie jednej z konsol obecnej generacji (PlayStation 3, Xbox 360) jest równoznaczne wyznaniem wiary, nową religią, za którą można, a wręcz trzeba „umierać”, wykazując się swoim fanatyzmem i umiejętnościami bojowymi na wszelakich forach, w komentarzach pod blogami, itd.
Z kolei kupno konsoli przez gracza pecetowego jest ciężkim grzechem w oczach jego blaszakowych pobratymców, to podobnie jak w przypadku powyżej, zmiana wyznania, zdrada „starych ideałów”, nawet jeśli nie bardzo wiadomo, co by one miały oznaczać w praktyce. „Nie będziesz miał instalacji cudzych przede mną”?
Istnieje również tendencja w drugą stronę. To dość osobliwa forma nieracjonalnego myślenia, którą można by nazwać czymś w rodzaju konsolowego eskapizmu albo wyparcia, objawiająca się formułowaniem zdań typu: „Gry na PC? A co to takiego?”, „Nie wiem jak wygląda PC do grania” i tym podobnych, nieco ostentacyjnych manifestacji swojej przynależności wyłącznie do świata konsolowego.
Biorąc pod uwagę powyższe czynniki chciałbym zaproponować wam coś w rodzaju zapisków „zatwardziałego” pecetowca, który podjął w końcu tę „dramatyczną” decyzję i kupił sobie konsolę. Nie zamierzam nachalnie promować swojej nowej zabawki (X360) czy też deprecjonować grania na PC, bo z mojego blaszaka nie zamierzam rezygnować. Chciałbym, żeby to była spokojna, zdystansowana relacja i próba obalenia mitu pt. kupno konsoli równa się rytualne zaprzedanie duszy diabłu, skazanie na ostracyzm ze strony znajomych graczy, tudzież zepchnięcie PC w bezdenną otchłań zapomnienia.
- -
Na jednym z ostatnich podkastów w 2008 roku Dahman spytał co tak naprawdę skłoniło mnie do zakupu konsoli. Czy była to mała dostępność gier na PC? Raczej nie, ostatni rok był bardzo dobry, nie narzekałem na brak tytułów, wręcz przegapiłem kilka istotnych pozycji. To może frustracja spowodowana ciągłym szukaniem sterowników, problemami podczas instalacji i wolnym działaniem gier? Sterowniki do karty graficznej zmieniałem może 2 razy w ciągu tamtego roku, źródłem problemów okazało się jedynie GTA IV, wymuszające instalację dodatku Service Pack 3, od którego mój system dostał lekkiej niestrawności. Ponadto nie należę do użytkowników, którzy mają w menadżerze zadań 1001 „potrzebnych” drobiazgów, a potem się dziwią, że gry nie działają tak jak trzeba.
Tak naprawdę ciężko znaleźć racjonalne wytłumaczenie albo usprawiedliwienie decyzji o zakupie konsoli. Jedyne co mi przychodzi na myśl to ciekawość oraz pojawienie się sprzyjających okoliczności finansowych do jej zaspokojenia. Tak czy inaczej, w wyniku tej decyzji wracałem pod koniec grudnia do domu z X360 pod pachą.
To była jednak kwestia typu kupić - nie kupić, na pewno w jakimś sensie przełomowa, ale znacznie ważniejsze z punktu widzenia gracza jest wybór samej konsoli. Dlaczego X360, a nie PS3, czemu wersja Premium, a nie Arcade?
Zacznijmy od wyboru platformy sprzętowej. Z gier, które wydano dotychczas na PS3 najbardziej interesował mnie Metal Gear Solid 4 i Uncharted, do tego wprost zakochałem się w Little Big Planet. Miałem również nadzieję, że Sony na powrót wprowadzi do sprzedaży modele ze wsteczną kompatybilnością, będąc fanem MGS’ów z miejsca zakupiłbym MGS 3: Subsistence, który niestety nie ukazał się w wersji na komputery osobiste (w odróżnieniu od części pierwszej i drugiej). Podobnie rzecz ma się z serią Resident Evil i odsłonami zastrzeżonymi wyłącznie dla konsol np. Code: Veronica. Tu w zasadzie lista gier przeznaczonych typowo dla PS3 się zamyka. Nigdy nie byłem fanem jRPG ani produkcji z rodziny mangowatych, zatem ten sektor kompletnie odpada w moim przypadku.
Jeśli chodzi o produkcje wspólne dla PS3 i X360 (a czasem również PC) to przeważyło u mnie niekorzystne wrażenie o słabszej jakości tych produktów, biorące się z lektury rozmaitych tekstów w Internecie. I nie chodzi tu o idiotyczny argument pt. „wyblakłe kolory”, bo to nie jest żaden problem dla osoby umiejącej posługiwać się pilotem od TV. Zwyczajnie za dużo naczytałem się o tym, jakie problemy towarzyszą programowaniu na konsolę Sony, ile mocy się marnuje, ile czasu trzeba, żeby twórcy gier rozgryźli jej prawdziwe możliwości.Ponadto nie podoba mi się polityka Sony dotycząca kontynentu europejskiego, często gry są mocno opóźniane w stosunku do premier na terenie Japonii czy USA. Przyzwyczaiłem się jednak do zachowań wydawców na rynku pecetowym, gdzie różnica w datach sprzedaży na poszczególnych kontynentach zazwyczaj nie wynosi więcej niż kilka dni.
Nie ukrywam, że znaczenie miała również cena sprzętu. Niecałe 900 PLN a 1400-1500 PLN to jednak nieporównywalnie mniejszy wydatek, choć oczywiście PS3 to nie tylko konsola do gier, ale również odtwarzacz BlueRay, mam tego świadomość. Mimo wszystko nie byłem w stanie znaleźć ot tak dodatkowych 500-600 PLN w swoim budżecie (może gdy stanę się tak sławny jak Jules, przestanie to być dla mnie problemem ;).
Nie oznacza to oczywiście, że PS3 jest konsolą z gruntu złą, czy też gorszą od X360. Zwyczajnie uznałem, że na ten moment nie jest to sprzęt dla mnie. Konsola Microsoftu wydała mi się bezpieczniejszą inwestycją dla pecetowca zorientowanego na gry rynku europejskiego i amerykańskiego.
Przy okazji rozmów o cenach warto byłoby wspomnieć o delikatnie rzecz biorąc niecnych praktykach handlowych, jakie prowadzą rozmaici polscy handlowcy czy też sieci sklepów. Chodzi przede wszystkim o cenę i zróżnicowanie oferowanych zestawów. W tak gorącym okresie jak ostatni tydzień przed świętami, na półkach wszelakich sklepów nie dla idiotów oraz innych siedlisk pełnych kultury stały jedynie egzemplarze X360 z najnowszym Księciem Persji. Ceny też nie zachęcały, zazwyczaj oscylując wokół tysiąca bez jednej złotówki lub większej.
Niestety, Polacy nie mogą kupować konsol w zagranicznych serwisach wysyłkowych (ograniczenia dotyczące transportu sprzętu) i być może nie znają cen na zachodzie. Gdyby wiedzieli, że za ok. 860 PLN (teraz już 900, podskoczył kurs funta) powinni dostać zestaw z 3 najnowszymi grami i dodatkowym kontrolerem, to nie wydaliby ani złotówki w polskich sklepach. Doliczmy do tego gwiazdkowe promocje, kiedy to u Brytyjczyków za powyższą cenę można było dostać zestaw z Gears of War 1 i 2, Far Cry 2 i jeszcze dwa pomniejsze tytuły (Sega Tennis, tego typu rzeczy). Już nawet nie wspominam o wyższych przeciętnych zarobkach naszych grających kolegów na wyspach, bo i bez tego sytuacja nad Wisłą jawi się jako obraz nędzy i rozpaczy.
W końcu jednak pomyślałem, że samym narzekaniem niczego nie zdziałam, wręcz tylko zniechęcę się do zakupu. Zacząłem szukać zestawu z Gears of War 2, który ponoć w paru sklepach się pojawił. Gra może i nie należy do super ambitnych, ale przynajmniej pozwala bawić się zarówno w trybie pojedynczego gracza, kooperacji jak i innych trybach sieciowych, co w porównaniu z Prince of Persia tworzyło ofertę znacznie bogatszą. Nie bez znaczenia były opowieści o usłudze Live i jej przystępności, chciałem sprawdzić jak to wygląda w praktyce. Pomyślałem również, że lepiej będzie zainwestować w wersję z twardym dyskiem. Niektóre pozycje go wręcz wymagają, a mając tylko jedną pełną grę miło by było mieć kilka dem innych tytułów.
A zatem dobrze, rozterki natury teoretycznej mamy już za sobą. W następnym odcinku skupimy się na konkretnych wrażeniach po wyciągnięciu sprzętu z pudełka.