Gospodarka przechodzi kryzys. Ludzie zaciskają pasa, wydają mniej pieniędzy na przyjemności. Branża gier miała się temu oprzeć, analitycy, w tym medialny Michael Pachter, tak twierdzili. Niestety codziennie słyszymy o kolejnych zwolnieniach, zamykanych studiach i bankrutujących wydawcach. Niby nic nowego, od trzech dekad, tak się działo. Na zgliszczach powstawały nowe, lepsze firmy, a gry nadal urzekają i urzekać będą.
Kiedy jednak jesteśmy świadkami upadku instytucji, uznawanych za bastion w swojej dziedzinie, nie można oprzeć się refleksji. Następuje koniec pewnej ery. Poniżej postanowiliśmy zabrać komentarz w sprawie.
- -
Kryzys, kryzys nadchodzi. Tym razem nie jest to kryzys dotcomów tylko wartości intelektualnej. W dobie internetu nie ma poszanowania dla niej, a wiele osób czerpie korzyści z nieprzejednanych zasobów, w ich uznaniu, darmowych treści. Po części ktoś może powiedzieć “kolejna tyrada na temat piractwa” i tu się pomyli.
Chodzi o zmiany jakie się dokonały na przestrzeni kilku ostatnich lat w sposobie docierania i przekazywania treści, treści dostępnej całkowicie za darmo, gdzie co najwyżej musimy zignorować uciążliwy banner. Za tę cenę ignorujemy przywary. Przyzwyczailiśmy się do krótkich informacji, konkretnych, szybkich newsów, które bez owijania w bawełnę i popisowej retoryki, powiedzą nam o co chodzi. Przyzwyczailiśmy się do Internetowych “dziennikarzy”, którzy nie umieją pisać. Przyzwyczailiśmy się do oglądania komentarzy, z który wyraźnie wynika, że komentujący nie przeczytał całego artykułu, ale to wystarczyło, aby wyrazić o nim opinię. Przyzwyczailiśmy się, że w recenzji najważniejsza jest ocena, a tekst to tylko dowód grania w danych tytuł.
Na ten ostatni punkt zwracają uwagę wydawcy. Ocena jest najważniejsza. Co byśmy zrobili bez niej i Metacritics? Niestety doprowadziło to do tego, że jeśli widzimy jakiś eksluziw na okładce mamy pewność, że ocena została już ustalona z góry. Znowu absolutny wysyp ósemek i dziewiątek, i ich pochodnych w ułamkach, to niestety wymóg czasów i jeśli chce się utrzymać czasopismo, a te czasy ciężkie, to trzeba godzić się pod presją na wystawienie tej dziewiątki na szynach, albo reklamodawca się wycofa.
Niestety nawet to już nie wystarcza. PRowcy i wielkie firmy wydawnicze już od jakiegoś czasu zwęszyły odradzający się jak Feniks z popiołów rynek reklamy Internetowej. Za grosze można wykupić milion odsłon, a korzystając z wyjątkowo przemyślanej konstrukcji systemu Google ma się pewność, że o produkcie informowani są ludzie, którzy najpewniej grą się zainteresują. Po co w tej sytuacji bawić się w drogi interes reklamy w prasie drukowanej?
Gdzie ten kryzys intelektualny? Słowo drukowane umiera? Z gazet zostaną tylko brukowce, magazyny plotkarskie i darmówki rozdawane na ulicach. Dlaczego kryzys intelektualny? Dlatego, że w internecie rządzą statystki, po co komu seria artykułów na temat rozwijającego się rynków gier za żelazną kurtyną lub refleksji nad stanem branży i jej koniunkturalizm skoro najbardziej klikalne są teksty o World of Warcraft, zestawienia typu Top 10, czy idiotyczne i prowokacyjne artykuły. Podobno od czytania długich tekstów na ekranie monitora bolą oczy, ale widać muszą boleć nawet, gdy tekst na papierze.
Niedawno Larry Flint, magnat magazynów erotycznych, twórca Hustlera, wydawało się pisma, które sprzedaje się samo, zgłosił się do rządu USA o zapomogę w postaci pięciu miliardów dolarów. Znowu największa gazeta New York Times coraz częściej postrzegana jest jak zbiór przeintelektualizowanych artykułów mających tyle treści co krótki news znaleziony np. za pomocą google news.
Wydawcy czasopism próbują uparcie wmówić nam, że zawsze będzie zapotrzebowanie na słowo drukowane. Pech chciał, że kojarzę tylko te żartobliwe argumenty, że z komputerem ciężko do toalety, że muchy nie ubijesz klawiaturą, że zapach druku jak afrodyzjach, itd.
W Polsce problem zaczął się już dawno. Kryzys czasopism przetrwali tylko najwięksi dzięki fuzjom, wykupowaniu przez większe wydawnictwa i czasami braku konkurencji. Gdyby nie dodatek w postaci płytki z pełnymi grami, kto wie czy CD-Acton kiedykolwiek wypłynęłoby na szersze wody. Secret Service (włączając NSS) bało się zaryzykować i niestety popłynęło, nie ma z nami już Resetu, nie ma Świata Gier Komputerowych, a o Gamblerze czy Top Secret zdają się pamiętać tylko co starsi czytelnicy.
Dodatkowo pokutuje pogląd, że gry są dla dzieci. I wszyscy teraz bijemy się w pierś, bo jak to! Ja mam lat dwadzieścia- czy trzydzieści-kilka lat! Nie jestem dzieckiem! Pytanie zatem, kiedy ostatni raz kupiłeś czasopismo o grach? No właśnie, okazuje się, ponad 80% czytelników to osoby niepełnoletnie ergo skoro kupują nas nastolatki, musimy tworzyć czasopismo dla nastolatków (reguła coraz częściej witana przez serwisy Internetowe). Wydawcy to rozumieją, a redaktorzy chcąc nie chcąc muszą się na to godzić. Niestety pieniądz wygrywa, prowadzenia czasopisma to nie jest impreza non profit. Błędne koło się zamyka kiedy nie kupujemy czasopism o grach, bo poziom tekstów dopasowany jest do ich grupy docelowej. Kryzys?
Niestety to co będziemy teraz obserwować to zmiany. W pewnym momencie nastanie wielkie prze-formatowanie treści. Zostanie tylko to co produkuje się małym kosztem, a przynosi duży zysk. To właśnie ostatnio stało się z 1up.com i EGM. Ziff Davis było jednym z największych wydawnictw drukowanych w Stanach Zjednoczonych. Na swoim koncie mieli najpoczytniejsze tytuły, a mimo tego zbankrutowali. To co zostało zrekonstruowano w formie elektronicznej w postaci serwisów. Nie minął rok odkąd zamknęli GFW, przed końcem roku padł bastion PC Magazine, a teraz znika EGM (Electronic Gaming Montly). Paradoksalnie dziwi mnie, że magazyn taki jak EGM zdołał się tak długo utrzymać. Porównując ze sobą brytyjski GamesTM i EGM, ten ostatni wygląda jak darmowa broszurka, nic nie mówiące grafiki na całą stronę, tekstu na 1/4, recenzje w całości dające się przesłać smsem, czy spis treści dopiero po 12(!) stronach reklam (np. EGM number 234). Szkoda mi tylko pieniędzy wydanych na prenumeratę.
Serwis 1UP stanowił problem dla Ziff Davis. Redaktorzy 1up.com mieli tam niezłą sielankę. Bez mała pracowało tam ponad 50 osób, choć nie przekładało się to na ilość wytworzonych materiałów. Firma tonęła w długach i w końcu postanowiono pozbyć się balastu.
1UP ceniłem przede wszystkim za ich program 1UP Show i podcasty, które niestety od jakiegoś czasu przestały być ciekawe, a przekonani o swojej genialności redaktorzy przyznawali się do picia alkoholu podczas nagrywania, byli głośni, ordynarni, ale przede wszystkim nie mieli nic interesującego do powiedzenia. Uwielbiałem za to GFW Radio i wiedziałem, że pewna era się skończyła, kiedy odeszli Jeff Green i Shawn Elliott. Niemniej legenda jest ciągle żywa, a ja wciąż słucham ich archiwalnych podcastów, wiedząc, gdzie zawieszona jest poprzeczka.
1UP został wykupiony przez Hearst Corporation i UGO, zwolniono prawie 40 osób, zostawiając absolutną garstkę niezbędną do prowadzenia serwisu. Trudny to okres, bo nie tylko chodzi tu o wewnętrzną transformację, ale i o ludzi, emocje związane z utratą pracy lub ciężaru świadomości, że się przetrwało, kiedy inni zostali bezceremonialnie wyrzuceni.
Na szczęście byli redaktorzy zachowali optymizm w ciężkich czasach. Na razie nie zamierzają znikać i dają o sobie znać na swoich blogach. Nagrano pierwszy odcinek podcastu Rebel.FM, a w momencie kiedy piszę te słowa nagrywany jest kolejny. Znowu już za tydzień ma pojawić się program o grach, nieoficjalna kontynuacja 1UP Show - pt. Talking Orange.
Cieszmy się, że w Polsce powstają i będą powstawać nowe inicjatywy (czasopisma np. EnGarde i serwisy) i ostatnio nie ma większych ofiar przemian. Cieszmy się, że relatywnnie niewiele jest polskich pseudo-serwisów nastawionych na szybki zysk małym kosztem. Cieszmy się, że mamy jeszcze co czytać w toalecie, zanim wszyscy dorobimy się netbooków. Zróbcie coś dla mnie i jeśli nie kupiliście w tym miesiącu żadnego czasopisma grach, zróbcie to jeszcze dziś.
Damian Paluch
- -
Przyznam się bez bicia, moją przygodę z czasopismami o grach komputerowych zacząłem i skończyłem dość dawno temu. Najpierw był Bajtek, później luzacki Top Secret i Secret Service, po drodze zdarzały mi się pojedyncze egzemplarze Computer Studio czy ŚKG. Problem w tym, że dorastałem, w sensie cielesnym, ale i (chyba) umysłowym, bo z roku na rok teksty w owych pisemkach wydawały mi się coraz mniej błyskotliwe, a dowcipy coraz bardziej siermiężne. Zapewne ważną rolę odegrał fakt kupienia pierwszego peceta i podłączenia go do modemu telefonicznego, a potem do tzw. stałego łącza. Wcześniej posiadałem jedynie 16-bitowe Atari ST, stąd wymienione wyżej pisma stanowiły coś w rodzaju mojego „okna na świat”, a konkretnie na te wszystkie tytuły, w które nie mogłem pograć. Najwyraźniej było dla mnie coś magicznego w tym „lizaniu lizaka przez szybkę”, skoro po uzyskaniu wreszcie dostępu do tych wszystkich gier, przestałem o nich czytać. Sam mogłem się teraz przekonać o wartości danego tytułu, ponadto serwisy o grach (głównie te zagraniczne) pozwalały być ciągle na bieżąco, niczym podczas oglądania kanałów informacyjnych typu TVN 24.
Moje zainteresowanie pismami krajowymi spadło do zera i ten stan utrzymuje się po dziś dzień, natomiast obserwowanie zachodnich serwisów i związanych z nimi for internetowych dawało mi jako takie pojęcie o pozycji, którą wypracowały sobie tamtejsze czasopisma o grach. I była do pozycja dość dobra. Przypomnijcie sobie, ile razy na waszych ulubionych forach oglądaliście nowe obrazki z gry albo czytaliście nowe recenzje czy zapowiedzi - nie w linku do serwisu informacyjnego, tylko ze skanów z pisma, które dopiero co trafiło do któregoś życzliwego prenumeratora. Osobiście przytrafiło mi się to wiele razy, z głośniejszych tytułów poprzedniego roku na pewno w przypadku Fallouta 3 i Far Cry 2. Nie mając większego pojęcia niuansach rynku wydawniczego, miałem wrażenie, że właśnie tego typu czasowa wyłączność na publikacje jest i będzie głównym atutem czasopism o grach, pozwalającym nie stracić odbiorcy na rzecz serwisów internetowych.
Stąd moje zdziwienie, gdy usłyszałem o zamknięciu EGM i przejściu całego 1UP pod kuratelę UGO. Słuchając wywiadów z Danem Hsu (były red. naczelny, który w dość nieoczekiwanych okolicznościach opuścił EGM w kwietniu 2008 r. - przyp Dahman) miałem wrażenie, że jest to dość charyzmatyczna postać, człowiek ponoszący pełną odpowiedzialność za swoje poczynania, nawet jeśli w oczach reszty świata były one niewłaściwe (np. faworyzowanie gier na konsole Sony). Właśnie tacy ludzie są nieodzowni, jeśli chodzi o przyciąganie i utrzymywanie przy sobie czytelników. Najwyraźniej jednak to nie wystarczyło, zwyciężyła armia smutnych panów z teczkami, szarej, bezpłciowej masy urzędniczej zwanej działem księgowości, tudzież specjalistów od PR.
Piotrek Spychała
- -
No i stało się, padła kolejna tzw. ikona internetu, ikona magazynów o grach i w ogóle ikona ikon. Ekipa odpowiedzialna za 1UP poleciała, ten sam los (a jakżeby inaczej) spotkał ludzi spod znaku EGM. Fakt, z jednej strony się zdziwiłem. Jak to EGM? Prawie 20 lat na rynku! Taka historia, tradycja, achy i ochy! EGM toż to był prawdziwie opiniotwórczy, poważny magazyn, a 1UP miała cieszące się popularnością podcasty! Skandal!
Postanowiłem przejrzeć fora i zauważyłem wylewająca się rozpacz. Refleksja przyszła po chwili. Przecież EGM od dłuższego czasu było gazetką reklamową z jakiegoś supermarketu, poza minimalistycznymi recenzjami, sporo screenów i dużo za dużo reklam.
Chłopaki od 1UP tez jakby się wypalili. I teraz - po chwili, czy to źle ze ich zamknęli? Patrząc na Jeffa Gerstmanna, co to go rok temu to z Gamespotu wywalili, czasem zmiana wychodzi na dobre. Nowy serwis założony z redaktorami, którzy solidarnie razem z nim rzucili pracę - wydaje się świeży i ciekawy…
Może to samo się stanie z byłą ekipa 1UP/EGM - ludziki przejdą gdzie indziej, może niektórzy z nich zaczną coś swojego, wyjdą z nowymi pomysłami, może w końcu coś się ruszy na rynku…
Bo kurna dziennikarstwo growe podupadło i to bardzo poważnie, ale to temat na inną okazję…
Bernard